Z prof. Mirosławem Pawlakiem z Wydziału Pedagogiczno-Artystycznego UAM w Kaliszu, anglistą, naukowcem i dydaktykiem, który zajął pierwsze miejsce w rankingu Education wśród najwyżej cytowanych naukowców UAM, rozmawia Krzysztof Smura.
Panie profesorze, wielki sukces i gratulacje. Znalazł się w pierwszej trójce najwyżej cytowanych naukowców UAM w Education w latach 2017–2022 i jak zauważyli komentujący wpis na fb nie tylko w pierwszej trójce, ale na miejscu pierwszym. Myślę, że to nie będzie głupie, jeśli zapytam jak pan tego dokonał?
– Szczerze mówiąc, sam się zastanawiam, jak to było możliwe. Staram się koncentrować na projektach, które realizuję i nie bardzo mam czas na porównywanie mojego dorobku z dorobkiem innych osób. Pewnie dlatego byłem zaskoczony tą informacją, kiedy przekazał mi ją jeden z moich współpracowników i z początku nie przywiązywałem do niej większej wagi. Dopiero po kilku dniach uświadomiłem sobie, że jest to rzeczywiście ogromny sukces. Jeśli miałbym wskazać na powody, dlaczego tak się stało, to głównym z nich jest fakt, że bardzo lubię to, co robię. Poza tym oczywiście ciężka praca, chęć poszukiwania nowych obszarów badawczych i niezwykle owocna współpraca z wieloma naukowcami z Polski i z zagranicy.
Trzy publikacje w 2003 roku i 29 publikacji w 2021 roku. Czy istnieje jakiś ,,szklany sufit’’, granica wydolności?
– Zanim odpowiem na to konkretne pytanie, powinienem wyjaśnić jedną ważną, jak sądzę, kwestię. Pracę doktorską przygotowałem i obroniłem, kiedy pracowałem jako nauczyciel języka angielskiego w liceum. To było w 1999 roku i dopiero potem rozpocząłem pracę na uczelni, najpierw w PWSZ w Koninie, a potem w WP-A UAM w Kaliszu. Zaczynałem pisać wtedy artykuły naukowe, ale z roku na rok faktycznie było coraz lepiej. Przez ostatnich kilka lat tych publikacji pojawiło się naprawdę bardzo dużo, co jest w dużej mierze wynikiem doskonałej współpracy z grupą badaczy z Polski i z zagranicy. Jakiś „szklany sufit” na pewno istnieje, choć myślę, że przy dobrej organizacji pracy i odpowiedniej współpracy może być dużo lepiej. Oczywiście nie sądzę, aby osiągniecie z 2021 roku można było przez cały czas powtarzać. Jest wiele innych ciekawych rzeczy, którymi warto się zajmować.
Jest pan redaktorem naczelnym serii „Second Language Learning and Teaching” w wydawnictwie Springer, autorem ponad 200 publikacji dotyczących różnych aspektów uczenia się, współautorem wielu prac zbiorowych, znajduje pan czas na organizowanie konferencji naukowych i jednocześnie pełni funkcję rektora Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Koninie. Czy o czymś zapomniałem?
– Faktycznie, trochę tych rzeczy się uzbierało. Zacznę może od jednej dość istotnej korekty. Jest to obecnie sporo ponad 300 różnego rodzaju publikacji. Mógłbym też wspomnieć o grantach Narodowego Centrum Nauki czy innych funkcjach, które miałem zaszczyt sprawować. Ale rzeczywiście zapomniał pan o jednej rzeczy, którą uważam za swoje największe osiągniecie, ważniejsze moim zdaniem niż sama liczba cytowani, czy opublikowanych tekstów. Od 2011 roku jestem redaktorem naczelnym czasopisma „Studies in Second Language Learning and Teaching”, wydawanego przez WP-A UAM w Kaliszu. Przez zaledwie 12 lat swojego istnienia stało się ono jednym z najlepszych czasopism językoznawczych na świecie, wyprzedzając w bazach Scopus i Web of Science wiele doskonałych, bardzo dobrze znanych periodyków. Jest to niezwykle ważne dla całego polskiego językoznawstwa, a nie tylko dla mnie osobiście.
Dydaktyka. Nadal sprawia panu przyjemność? Miewa pan kłopoty z interakcją w trakcie nauczania?
– Od dziecka chciałem być nauczycielem i, tak jak wspomniałem wcześniej, pracowałem jako nauczyciel języka angielskiego w liceum dość długo. Potem prowadziłem wiele bardzo różnych zajęć na dwóch uczelniach. Czasami były to całe weekendy. Ostatnio uczę zdecydowanie mniej, ale dydaktyka zawszę będzie bliska mojemu sercu. Nie ukrywam, że po prostu uwielbiam zajęcia ze studentami i to się raczej nie zmieni. Nie sądzę, żebym miał problemy z interakcją w sali wykładowej, choć to już zapewne najlepiej ocenią moi studenci. Nauczanie to swego rodzaju sztuka, żadne zajęcia nie są takie same i każde powinny brać pod uwagę grupę osób, do której są kierowane. Jeśli lubi się to, co się robi, to nie można się tym po prostu zmęczyć. Tak naprawdę cały dzień zajęć dydaktycznych potrafi mniej zmęczyć niż seria spotkań, czy tych związanych ze sprawowaną funkcją, czy realizacją takiego czy innego projektu badawczego.
Jak pan mobilizuje młodych ludzi do nauki języka? Ma pan jakiś patent?
– Ponieważ uczę głównie na filologii angielskiej, to ta mobilizacja nie jest mam nadzieję aż tak potrzebna. Jeśli ktoś wybiera kierunek filologiczny, to zwykle jest zmotywowany do nauki języka i ciężkiej pracy, choć oczywiście zdarzają się wyjątki. Co innego, kiedy prowadzi się zajęcia w szkole albo na lektoratach, bo tam z motywacją bywa bardzo różnie. Wydaje mi się, że niezależnie od kontekstu i poziomu edukacyjnego najważniejsze jest dawanie dobrego przykładu. Jeśli potrafimy pokazać uczniom czy studentom, że sami jesteśmy zafascynowani danym językiem, tajnikami jego funkcjonowania czy kulturą, którą reprezentuje, to jest szansa na to, że zachęcimy ich do nauki. A ta nauka powinna się kojarzyć głównie z przyjemnością, poszukiwaniem nowych wyzwań i stawianiem sobie nowych celów, których osiągniecie daje satysfakcję. Nie wiem, czy mogę to nazwać patentem, ale trudno mi sobie wyobrazić naprawdę skuteczną naukę bez tych elementów.
Trening naszego mózgu ma ogromne znaczenie, a nauka języków obcych to jeden z jego sposobów. Innym, który mogę polecić jest gra w szachy.
Co zrobić by stać się osobą bilingwalną? Na co zwrócić uwagę i czemu się podporządkować? Słowem, jakie są najczęstsze bariery i wyzwania związane z nauką wielu języków, a jakie sposoby na ich przezwyciężenie pan proponuje?
– To jest bardzo trudne pytanie, a odpowiedź na nie jest niezwykle złożona, bo zależy od wielu czynników, takich jak kontekst, w którym odbywa się nauka, indywidualne profile uczących się czy polityka językowa. Innymi słowy można by o tym napisać niejedną książkę. Myślę, że w takim kontekście jak nasz, gdzie mimo możliwości technologicznych, wielu uczniów czy też studentów nie ma na co dzień sposobności używania danego języka w różnych sytuacjach, największym problemem jest wykorzystanie komponentów tego języka, czyli gramatyki, słownictwa czy elementów wymowy w trakcie spontanicznej komunikacji, a przecież o to tak naprawdę chodzi w edukacji językowej. Kluczowe znaczenie ma to, aby prowadzone zajęcia dawały takie możliwości, ale też nie mniej ważne jest uświadomienie uczącym się tego faktu i rozwijanie ich autonomii, tak aby potrafili sami poszukiwać takich możliwości lub je sobie tworzyć. Ogromne znaczenie ma tutaj używanie odpowiednich strategii uczenia się, ale również uwzględnienie szerokiej palety różnic indywidulanych, takich jak style uczenia się, osobowość, możliwości kognitywne itp.
Czy istnieją kraje lub regiony, które dobrze radzą sobie z nauczaniem wielu języków i propagowaniem wielojęzyczności? Czego możemy się nauczyć od innych, czy raczej odwrotnie?
– Wielojęzyczność staje się powoli normą, co jest zgodne z zaleceniami europejskiej polityki językowej. Oczywiście istnieją kraje, w których jest to naturalne zjawisko z uwagi na uwarunkowania geograficzne czy historyczne. Doskonałym przykładem w Europie jest Szwajcaria. W takim kraju jak Polska jest to oczywiście o wiele trudniejsze zadanie, a skuteczność podejmowanych działań edukacyjnych zależy w dużej mierze od zwiększającej się świadomości naszego społeczeństwa, codziennych kontaktów z obcokrajowcami, umiędzynarodowienia edukacji na wszystkich jej poziomach itp. Oczywiście warto się przyglądać rozwiązaniom w innym krajach, dokonywać ich ewaluacji i przyjmować te najlepsze. Chciałbym jednak podkreślić, że poziom nauczenia języków obcych w Polsce jest wysoki i na pewno jest sporo rzeczy, którymi możemy się pochwalić. Choć mam wiele zastrzeżeń do systemu kształcenia nauczycieli języka obcego w naszym kraju, to inne kraje mogą nam na pewno pozazdrościć tak wielu zmotywowanych, zaangażowanych i nieustannie poszukujących nowych wyzwań nauczycieli.
Mówi się, że wielojęzyczność to także zwiększenie potencjału kognitywnego. Zauważył pan to w swoich badaniach?
– Moje badania się na tym akurat nie ogniskują, ale oczywiście takie stwierdzenie jest w pełni uzasadnione. Trening naszego mózgu ma ogromne znaczenie, a nauka języków obcych to jeden z jego sposobów. Innym, który mogę polecić jest gra w szachy. Przyszło mi to akurat do głowy, ponieważ mój tata nauczył mnie w nie grać, kiedy miałem trzy lata i jest to doskonała rozrywka intelektualna. Skoro jednak mowa o potencjalne kognitywnym, to trzeba sobie jasno powiedzieć, że odgrywa on ogromną rolę w nauce języków obcych, choć oczywiście nie jest decydujący, ponieważ wiele zależy też od motywacji, wytrwałości czy możliwości.
,,Kali mieć słonia’’ to sformułowanie rodem z ,,Pustyni i w puszczy’’ utożsamia się z osobami, które chciałyby mówić poprawnie, ale mają problem. Zgodzi się pan jednak, że lepiej chyba jednak mieć tego ,,słonia’’, niż nie mieć go w ogóle? Jaka jest zdaniem pana najlepsza strategia, by nauczyć się właściwej wymowy?
– Ma pan zapewne na myśli szeroko pojętą poprawność językową. Oczywiście lepiej coś powiedzieć i osiągnąć cel komunikacyjny niż po prostu milczeć. Jakby nie było aktywny udział w interakcji to jeden z kluczowych warunków skutecznej nauki języka. Jeśli chodzi o naukę wymowy, to w grę wchodzi bardzo wiele czynników, których nie sposób tutaj wymienić. Najważniejszy moim zdaniem jest jak najczęstszy kontakt z językiem docelowym. Dlatego też, niezależnie od stosowanych przez nauczycieli technik, kluczowe jest uświadomienie uczącym się wagi tego kontaktu oraz wskazanie sposobów, w jaki mogą go sobie zapewnić poza lekcjami czy zajęciami w szkole czy uczelni.
Czy nauczanie języków powinno być bardziej skoncentrowane na aspektach praktycznych, takich jak np. umiejętności komunikacyjne, czy też powinno obejmować szeroki zakres aspektów kulturowych i historycznych związanych z danym językiem?
– Badania jasno pokazują, że niezbędne jest zapewnienie równowagi między nauczaniem formalnych aspektów języka, czyli na przykład struktur gramatycznych i słownictwa, a możliwością jego stosowania w komunikacji. W dydaktyce językowej na całym świecie nazbyt często panuje tendencja do koncentrowania się na jednym z tych elementów, zaniedbując ten drugi. Oczywiście każdy język jest nierozerwalnie związany z kulturą i uwarunkowaniami historycznymi i doprawdy nie wyobrażam sobie, aby można je było pominąć. Nie możemy jednak zapominać, że wiele osób będzie używało tego czy innego języka obcego w kontaktach z obcokrajowcami, którzy nie będą rodzimymi użytkownikami tego języka, tak jak wykorzystywany jest język angielski podczas konferencji naukowych w różnych obszarach. Niezwykle ważne jest zatem rozwijanie tzw. kompetencji interkulturowej, która pozwala nam na pełniejsze zrozumienie odmiennych zachowań, tradycji czy sposobów życia, ułatwiając komunikację z osobami z różnych krajów.
Czytaj też: Prof. Dziubalska Kołaczyk. Dwujęzyczność ma znaczenie